Nigdy nie sądziłam, że na blogu będę poruszać kwestię pomagania zwierzętom. Dla mnie to oczywiste, że trzeba im pomagać i robimy to z Piotrem regularnie. Jeśli ktoś jest tu od niedawna, albo może nie wie – nasz uszak też jest adoptowany.
Jestem za likwidacją hodowli i ustawa, która wkrótce ma wejść w życie bardzo mnie cieszy (szkoda tylko, że nie obejmuje również królików, ale mimo wszystko uważam że jest to duży krok do przodu).
Znaleźliśmy zwierzaka! Co dalej?
Kiedy pod koniec października ktoś podrzucił dwa kociaki do budek dla kotów byłam zła. Malutkie kotki biegały między samochodami, nierzadko też wbiegały pod samochody. Nie wiedziałam co robić, więc poprosiłam o pomoc kocią fundację. Odpowiedź jaką otrzymałam totalnie mnie zszokowała. Jedna z Pań zasugerowała, abym zabrała kociaki do domu na dom tymczasowy (DT). Ona EWENTUALNIE zdecydowała, że może pomóc złapać kociaki i zapewnić kastrację lub sterylizację. Oniemiałam.
Zaczęłam tłumaczyć, że wzięcie kociaków nie wchodzi w grę z powodu posiadania bardzo terytorialnego królika. Poza tym mieszkamy w wynajmowanym mieszkaniu i nie wyobrażam sobie mieć więcej zwierząt.
Decyzja o adopcji Semira była przez nas przemyślana. Wiedzieliśmy, że wiąże się to z pewnymi wyrzeczeniami jak np. podróżowanie. Jesteśmy odpowiedzialni za zwierzątko, któremu zdecydowaliśmy się zapewnić dom. To, jak bardzo królik może być zżyty z człowiekiem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wbrew pozorom uszaki to bardzo kontaktowe zwierzątka, które potrafią się przytulać i dawać buziaki.
Wracając jednak do kociaków – zaczęłam działać i szukać im domu. Niestety jednego z nich nie zdołałam uratować. Pewnej niedzieli zobaczyłam przez okno, że leży w nienaturalnej pozycji obok samochodu. Wiedziałam, że to nie znaczy nic dobrego. Za cel postawiłam sobie ratunek drugiego z kociaków. Moje serce pęka na myśl o tym, co ten kociak musiał przeżyć widząc umierającego brata lub siostrę.
Złapaliśmy kota i nie wiemy co dalej
Przed długi czas nie widziałam tego drugiego kociaka, albo po prostu się mijaliśmy. Dzień 25 listopada był tym dniem, w którym się wszystko zaczęło. Kiedy rano szłam na zakupy spotkał mnie kociak. Patrzył tymi swoimi pięknymi oczkami głęboko w moje. Pomyślałam, że jest głodny i kupiłam mu saszetkę dla kotów. Kiedy jadł, mówiłam do niego, że nie pozwolę by coś mu się stało.
Wieczorem poszliśmy z Piotrem nakarmić kota, którego wcześniej widziałam przez okno jak przemyka pod i między samochodami (tak, tymi w ruchu). Byłam przerażona. Nakarmiliśmy kociaka i w ciągu kilku minut, po tym jak kolejny raz prawie wpadł pod samochód, zadecydowaliśmy że musimy go złapać. Bawiliśmy się z kociakiem przez prawie 1,5 h, aż w końcu sam wszedł do Semira transportera. Nie myślałam co dalej, po prostu cieszyłam się, że jest bezpieczny.
Kiedy wróciliśmy do domu zaczęłam myśleć o tym, co dalej…
Złote rady z drugiej strony komputera
Postawiłam transporter i pozwoliłam kociakowi na uspokojenie się. To na pewno był dla niego ogromny stres. W tym czasie opublikowałam post w jednej z grup, o tym że mamy kota i czy ktoś mógłby nam pomóc. Dzwoniłam również do osób, które mogły w jakikolwiek sposób pomogłyby mi odpowiedzieć na pytanie ,,co dalej?”
Pojawiło się kilkadziesiąt komentarzy o tym, że kot powinien zostać u mnie. Ludzie nie znając mojej sytuacji, nie wiedząc o mnie kompletnie nic decydowali o tym, co dalej. Zamiast udostępnić post, co byłoby zdecydowanie większą pomocą.
Po ponownym kontakcie z kocią fundacją i brakiem pomocy z ich strony wiedzieliśmy, że musimy szukać pomocy gdzie indziej. Obecnie panuje bardzo groźny wirus króliczy, który przenosi się drogą kropelkową. Nie wiedzieliśmy nic o kociaku, dlatego też musieliśmy chronić Semira przed ewentualnym zarażeniem.
Druga strona medalu przy pomaganiu bezdomnym zwierzakom
Fala hejtu i jadu, która napłynęła na mojego messangera po tym, jak poinformowałam, że oddaliśmy kociaka do schroniska była dla mnie ogromnym ciosem. Osoby, które kompletnie nie znały mnie i mojej sytuacji zaczęły pisać setki wiadomości o tym, jakim jestem złym człowiekiem. Pisali, że mogłam go zatrzymać, że kim trzeba być nie dając kociakowi chociaż domu tymczasowego, a najlepiej stałego. Nie wiedziały, że moje serce rozsypało się na milion kawałków, kiedy Pan ze schroniska zabierał kociaka. Nazwaliśmy ją Luna.
Oficjalnie kociak nazywa się Foszka i jest do adopcji w Gdańskim schronisku „Promyk”. Jest już po sterylizacji i kwarantannie. Teraz czeka już tylko na kochający dom, który pozwoli jej zapomnieć o tym, że ktoś ją i jej kociego brata wysłał na śmierć. Jeśli któraś z Was chciałaby zaadoptować tą kocią piękność, bardzo proszę o kontakt na priv. Więcej informacji znajdziecie na naszym fanpage.
Ten post powstał po to, by pokazać Wam, że trzeba mieć twardą dupę, kiedy chce się pomagać zwierzętom. Bo zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że zrobiliśmy za mało.
Sama przygarnęłam małego kociaka i wiem, jak wielka to odpowiedzialność. Nie mogłabym wymagać od kogoś, by wziął kota do domu choćby dlatego, że może kotów nie lubić. Nie mówię już o braku warunków do posiadania takiego zwierzaka 😉
Niestety nie każdy to rozumie lub po prostu nie chce rozumieć 🙁
Przykre jest to, że pomogliście temu zwierzęciu a ludzie Was skrytykowali.
Na początku września gdy syn zaczął chodzić do przedszkola ktoś wyrzucił tam małego kotka, siedział pod krzaczkiem i aż serce się krajało. Syn prosił abyśmy go zabrali ale na prawdę nie mogliśmy tego zrobić. Nawet mój mąż, który nie lubi kotów chciał go przygarnąć. Ale nie jesteśmy jeszcze na swoim, gdybyśmy już mieli swój dom to bym się nie zawahała.
Za dwa dni zniknął ten kotek i byłam pewna, że ktoś go zabrał, oj jak bardzo się myliłam. Został potrącony przez samochód 🙁
Właśnie tego chcieliśmy uniknąć. Kotek w tym dniu był tak bardzo rozbawiony, że nie patrzył na niebezpieczeństwo.
Kilka miesięcy temu Piotr z koleżankami z pracy odwoził kotka do schroniska. Okazało się, że przez 2 tygodnie nikt nie zareagował na malucha siedzącego tuż obok ruchliwej ulicy. To jakiś koszmar :(((
Najsmutniejsze, że organizacje, które powinny się tym zająć, nie wykazały ku temu żadnych chęci…
Chyba, że pomocą miało być mówienie, że mam zaopiekować się kotem. Nie wpadłabym na to 😉
Mialam kiedys do czynienia z pewna fundacja i niestety mam zle wspomnienia. Mam nadzieje, ze zacznie sie to zmieniac. Krolik slodziaszczy <3
Też mam taką nadzieję. Fundacje powinny pomagać szczególnie osobom, które kompletnie nie mają pojęcia co robić w takiej sytuacji. Niestety nie wszystkie jak widać są nastawione przyjaźnie do innych.
Semirek przesyła noski! :))))
Suczka, której nie zdążyłam wysterylizować zaszła w ciążę. Stwierdziłam, że jak już urodzi szczeniaki i wydobrzeje, to dopiero wtedy będzie sterylizacja. Suczka urodziła 11 zdrowych szczeniaczków. Wstawiłam je na grupy "miłośników zwierząt" bo pieski były ładne, miałam pewność, że ktoś je przygarnie. Jednak nie przewidziałam jednego, tego hejtu typu: jak mogłam pozwolić, aby suczka zaszła w ciążę, że jestem osobą nieodpowiedzialną itp., że powinnam je zatrzymć (najlepiej całe 11 szczeniaków). Podsumowując: ludzka głupota nie zna granic, nawet oberwało mi się od jakiś babć. Posta skasowałam, pieski rozdałam wśród znajomych, a suczkę wysterylizowałam. Ci "miłośnicy zwierząt" zachowują się czasami jak wściekłe zwierzęta. Domyślam się, co przeżywałaś z tym kotkiem. Współczuję, ale pociesz się tym, że tak ma każdy kto w internecie chce oddać zwierzątko.
Powodzenia z utrzymaniem 11 szczeniaków…przecież to jakiś kosmos by był 😉 My akurat mimo, że posiadamy jednego królika, od razu go kastrowaliśmy. Ze względu na to, że później często niesterylizowane/niekastrowane zwierzaki chorują na wszelkie odmiany raków. Nie chciałabym tego przeżywać.
Nie wątpię, że miłośnicy zwierząt robią dużo dobrego, ale jednocześnie krytykując każdego (zamiast pomóc) robią również dużo złego. Ja przez całą noc jak oddaliśmy Foszkę nie mogłam się otrząsnąć z traumy. Samego oddania zwierzaka i hejtów, które na mnie spłynęły (czego kompletnie się nie spodziewałam).
I wiem, że na pewno pomogę każdemu zwierzakowi (okej, pająki, węże itd. nie są brane pod uwagę…), ale na pewno będę szukać pomocy gdzie indziej.
Mam bardzo podobne doświadczenia, które radykalnie zmieniły moje wyobrażenie o tzw. organizacjach zwierzęco-pomocowych. Podobna historia..znalazłam kota, który zamarzał, wzięłam na noc, nakarmiłam, zaczęłam szukać pomocy …Mam psa, którego obecność kota bardzo stresowała ale mniejsza o to..nie szukam wymówek.
…tak samo szukałam pomocy.. ostatecznie kiedy oddałam kota do jednego ze stowarzyszeń, zostałam postraszona policja – ze porzucam zwierzę!
Tak oburzona dawno nie byłam.
Nie wiem czy kolejny raz zareaguję – okropność. Kocham zwierzęta ale jestem odpowiedzialna za swojego psa, który jest chory i wymaga max uwagi, miłości i nakładów pieniędzy.
Przykre to bardzo, bo uczą ludzi obojętności
No właśnie…przez takie sytuacje zaczynasz się zastanawiać czy w ogóle warto pomagać. A tak być nie powinno! Pomaganie powinno być naturalne, prosto z serca. Jednocześnie zdroworozsądkowe. Ja zawsze na pierwszym miejscu stawiam dobro moich bliskim, w tym także zwierząt.
Nie fajna sytuacja. Kiedyś ktoś podrzucił mi psa na posesje i też chciałabym go zabrać do domu, ale nie mam niestety warunków, a mam w domu już jednego pieska, który na pewno nie chce mieć towarzystwa.
A spotkałam się z krytyką znajomych, że mogłam go trzymać na podwórku przecież, ale ja nie mam środków na utrzymanie psa, ludzie nie rozumieją że pies kosztuje.
Dużo jest takich ludzi, którzy uwielbiają krytykować. Szkoda tylko, że na tym się kończy. Jak przychodzi co do czego i mają coś zrobić to nagle udają, że ich to nie dotyczy. Nie przejmuj się! W życiu trzeba podejmować świadome decyzje, a Twoja taka była. Gorzej, gdybyś zatrzymała pieska i byłby nieszczęśliwy. Twój zwierzak również.
Może się narażę, ale nie znam bardziej zajadłych i zacietrzewionych ludzi, jak radykalne zwierzoluby. Sama zresztą o tym pisałam – byłam przerażona gdy jeden ze schronisk po prostu odmówił schronienia psu, którego właściciele oddawali go z powodu alergii dziecka.
I tak, ja rozumiem że na 90% alergia była wymówką (możliwe jednak, że nie. Co wtedy?), z drugiej strony, ci ludzie tego psa już nie chcieli. Zostawili go w końcu przed schroniskiem i pojechali. I tak dobrze, że nie porzucili gdzieś w lesie albo nie przywiązali do drzewa. Hejt, jaki wylał się na nich zarówno ze strony schroniska, jak i fanów strony, był przerażający.
A zwierzęce fundacje? Temat rzeka. Pamiętam jak ratowałam zdychającego obok mojego domu jeża. Konał, gdy dzwoniłam od jednego stowarzyszenia do drugiego i od jednego weta do drugiego. I tak bym go pewnie nie uratowała, ale żadna z tych fundacji nie wykazała nawet minimalnej chęci pomocy. Jeśli w ogóle odebrała telefon.
Sama nie miałabym teraz jak przygarnąć tego kociaka. Pewnie zrobiłabym to samo, mimo że koty uwielbiam.
Nie każda fundacja jest taka sama. SPK, czyli fundacja królicza z Sopotu pomogła nam, gdy w majówkę odbieraliśmy 2 króliki od człowieka, który był zaskoczony, że króliki się rozmnażają (zaskoczenie milion). Na nich można zawsze liczyć. Trzeba jednak pamiętać, że to też ludzie, którzy są wolontariuszami i mają też życie prywatne. To, że nie odpisują od razu, nie znaczy nic złego. Ta kocia fundacja totalnie mnie zawiodła. Nigdy mój 1% czy inna pomoc z naszej strony nie pójdzie w jej kierunku. Nie wątpię, że robią dużo dobrego, ale mimo wszystko powinni zdecydowanie zmienić swój tok myślenia.