Dla mnie jesień od zawsze była jedną z pór roku, które nie należą do moich ulubionych. Mój organizm reaguje mechanizmem obronnym na krótkie dni (przez pierwsze dni, gdy robi się tak szybko ciemno, chce mi się spać o 20:00) i wahania temperatury. Nie wiem czemu, ale mam tak od zawsze. Jesteśmy zdecydowanie team #ciepełko dlatego chętnie zamieszkalibyśmy gdzieś, gdzie jest dużo cieplej niż w Wawie (poproszę dwa bilety w jedną stronę do Milano Marittima haha).
Naucz się odpoczywać – triki na przesilenie jesienne
Kiedy zapytałam na Insta Stories czy umiecie odpoczywać, większość z Was odpowiedziała, że nie. Kiedyś też miałam ogromne poczucie winy, gdy zamiast pracować, dawałam odpocząć mojemu organizmowi. Ten temat poruszyłam też pod zdjęciem na profilu na Instagramie @dpblogpl sprawdźcie ten link i zobaczcie co inni myślą na temat odpoczynku. Prowadzimy momentami dość szalony tryb życia, ale zawsze staramy się wygospodarować chociaż jeden, cały dzień na odpoczynek (od poniedziałku do piątku jest to zazwyczaj godzina, gdy oglądamy jakiś serial lub czytamy książkę).

W ekstremalnych sytuacjach pomaga coś dobrego tzw. comfort food, czyli jedzenie które zawsze poprawia Ci humor. Dla jednych może to być kawałek ulubionego ciasta, dla innych miseczka popcornu. To już Ty wiesz, co lubisz najbardziej. U mnie są to pistacje (szkoda tylko, że tak trudno znaleźć niesolone) lub orzechy nerkowca.
Suplementacja lekiem na całe zło
Jakiś czas temu pisałam na blogu o diecie roślinnej (przyp. jesteśmy na diecie roślinnej od 2014 roku), a także roślinnych zamiennikach mięsa. Jeśli jesteście ciekawi dlaczego przeszliśmy na dietę roślinną oraz czemu czasami sięgamy po roślinne zamienniki mięsa, przeczytajcie nasze przemyślenia po 5 latach na diecie roślinnej. Obecnie nie wyobrażamy sobie powrotu do poprzedniego jedzenia. Po tylu latach sam zapach mięsa jest dla nas drażniący (oczywiście nie jesteśmy psychoweganami przy których nikt z naszych znajomych nie może zjeść kotleta). Nie sięgamy też za często po zamienniki mięsa, chociaż niektóre z nich są naprawdę smaczne i myślę, że spokojnie nie jeden nie-wegan mógłby się nabrać.
W sprawach zdrowotnych jestem z tych, co wolą zapobiegać niż leczyć. Śmieję się zawsze, że niechęć do lekarzy mam po swoim Dziadku, który przez dobre 40 (jak nie więcej lat) nie odwiedzał ich gabinetów. Szczerze…trochę mu zazdroszczę, bo dla mnie każda wizyta u endokrynologa jest stresująca. Niedoczynność tarczycy to coś już bardzo powszechnego, niestety nadal znalezienie dobrego endokrynologa jest jak szukanie igły w stogu siana. Zazwyczaj wizyty wyglądają mniej więcej tak samo: jeśli czujesz się Pani w miarę dobrze to ok, a jak nie to też ok, bo jest Pani chora.

Rozmawiałam niedawno z bardzo inspirującą Kobietą, która opowiedziała mi o swojej chorobie (Hashimoto) i trikach, jakie stosuje by czuć się dobrze. Jednym z punktów, które wymieniła jako obowiązkowe była suplementacja. Ten punkt mam odhaczony, bo od kilku miesięcy w pełni zaufałam suplementom WIMIN PMS, które są nie tylko naturalne i wegańskie, ale także dzięki niepokalankowi wspomagają dodatkowo funkcjonowanie tarczycy. To dla mnie bardzo ważne, ponieważ życie z niedoczynnością bywa naprawdę uciążliwe.
Jak czuję się po suplementach WIMIN PMS?
Odkąd biorę WIMIN PMS zauważyłam, że nie zbiera mi się woda w organizmie. Nie jestem też aż tak rozdrażniona (niedoczynność+mój charakter to naprawdę mieszanka wybuchowa), na dodatek czuję się po prostu lżej (a nie zmieniałam diety, wręcz przeciwnie – przez dość szalone ostatnie tygodnie zdarzało się, że omijałam posiłki lub jadłam ,,co się nawinie” oczywiście zwracając uwagę na to, czy posiłek jest wegański). Na dodatek mam więcej energii, a zawsze jesienią miałam ogromny spadek nie tylko motywacji, ale także sił. To naprawdę bardzo fajne efekty, które odczułam już po kilku tygodniach regularnego stosowania tych suplementów.

Suplementy WIMIN były też ze mną we Florencji – są nie tylko bardzo lekkie, ale zajmują także mało miejsca (a wiecie, że ja na co dzień noszę malutką torebkę, do której upycham pół domu). Dzienna porcja witamin (4 kapsułki) są zapakowane w oddzielne saszetki. To naprawdę wygodna forma przy moim często dość mocno zwariowanym trybie życia, bo nie muszę się głowić czy przypadkiem zapomniałam coś łyknąć. A jak było z regularnością? Okej, przyznam się bez bicia, że dwa razy zdarzyło mi się pominąć suplementy, co boleśnie odczuwałam – byłam bardzo senna, a także taka kolokwialnie mówiąc ,,nie do życia”. Następnego dnia wracałam skruszona do kapsułek WIMIN. Bardzo fajne jest to, że suplementy kupujemy w subskrypcji, dzięki czemu nie musimy pamiętać o ich zamawianiu (fajna opcja dla zapominalskich).
Specjalnie dla Was mam rabat -20 zł na suplementy WIMIN. Wystarczy, że podczas zakupów użyjecie hasło: dpblogpl
WIMINowe suplementy jak już wspomniałam, składają się z 4 kapsułek (3 kapsułki podstawowe oraz jedna dodatkowa) z czego każda ma inne zadanie: pierwsza odpowiada za piękną i zdrową cerę, druga za odporność, trzecia natomiast doda Ci energii każdego dnia. Czwarta kapsułka wspomaga wybrane przez Ciebie obszary: lepszy seks, PMS, lepszy metabolizm, zajście w ciążę, lepszą koncentracją lub dodatkową odporność organizmu (przyda się szczególnie w okresie jesienno-zimowym, a także osobom, które często chorują). Myślę, że każda z nas znajdzie dla coś dopasowanego do swoich potrzeb.
Jeśli chodzi o przesilenie jesienne to radzę sobie, gorzej jest na wiosnę…
Suplementuję B12, bo wyczytałam że trzeba na weganizmie.
Tak, to prawda. Jednak mała uwaga – nie tylko weganie i wegetarianie powinni suplementować B12, a WSZYSCY (również Ci, co jedzą mięso).
Łykam WIMIN na metabolizm, ciekawe czy cokolwiek schudnę zdrowo się odzywiam i ćwiczę też. Mam więcej energii.
Trzymam kciuki! 🙂
Od 5 dni jestem na weganie nie wiedziałam, że trzeba cokolwiek suplementować! Dzięki
Oooo, ale super! Jak Ci idzie na wege diecie?
Dzięki za polecenie kupiłam i będę brać na odporność…już 3 raz jestem chora bo mój maluch przynosi coś ciągle z przedszkola ;P
Przedszkolne bakterie to zło! Słyszałam wiele historii o dzieciach, które przychodzą do przedszkola chore, a potem wszyscy się od siebie zarażają (rodzice również)…