Kompleksy…która z nas ich nie ma?
Media kreują obraz pięknej, zadbanej, szczupłej, kobiety która nigdy nie jest bez makijażu czy w dresach.
Dziś troszeczkę bardziej osobista notka, bo opowiem Wam na temat mojej walki z kompleksami, walki z okresem dojrzewania i walki z ludźmi.
Nigdy nie uważałam się za ideał piękna. Będąc w podstawówce miałam tu i ówdzie kilka zbędnych kilogramów, co często było powodem do drwin ze strony moich koleżanek. Na dodatek nie jestem zupełnie biała, a mam lekko oliwkową karnację, co powodowało, że różniłam się od innych. Apropo koleżanek-może któraś z nich dzisiaj nawet nieświadomie jest moją czytelniczką. Świat wbrew pozorom jest na prawdę mały.
Dogryzki na temat mojej wagi spowodowały to, że do dziś łapię się na zbytnim kontrolowaniu mojej wagi, z tym, że znalazłam teraz ,,punkt wagowy”, którego nie przekraczam. Nie jest on jednak ściśle określony, gdyż po wyprowadzeniu się postanowiłam nie kupować wagi i jest on raczej umowny z moim ciałem. Najważniejsze, żeby nauczyć się rozumieć swoje ciało, dzięki temu osiągniemy harmonię.
Okres dojrzewania był dla mnie trudny, z ,,normalnej” wagi podczas rośnięcia zaczęłam szybko tracić na wadze, do takiego stopnia że chodziłam od lekarza do lekarza, bo moje BMI było niepokojąco niskie. Wpadłam ze skrajności w skrajność zupełnie nieświadomie.
Szukałam drogi by choć na chwilę poczuć się piękna. Niska waga umożliwiła mi bycie w agencji modelek, dzięki której odbyłam kilka sesji zdjęciowych i wreszcie poczułam się choć trochę akceptowana. W pewnym momencie stwierdziłam jednak, że nie daje mi to radości, a jedynie akceptację, więc zrezygnowałam.
Nigdy nie uważałam się za ideał piękna, osobę ponadprzeciętnie inteligentną, a także zbyt zgrabną i powabną.
Całą podstawówkę, gimnazjum oraz liceum nosiłam jeansy, t-shirt, bluzę i adidasy, mój makijaż kończył się na pomadce ochronnej i ewentualnym jasnym cieniu do powiek, a zalotkę kojarzyłam z narzędziem do tortur.
Wakacje po maturze były dla mnie przełomowym okresem, kiedy wszystko się zmieniło. Dostałam się na mój wymarzony kierunek, rozpoczęłam swoją pierwszą pracę. To był czas, kiedy mogłam się odciąć od osób, które burzyły moją całą pewność siebie.
Stopniowo zmieniałam swój wizerunek. Pierwszym krokiem było ścięcie włosów, które do tego momentu nosiłam zawsze długie. Kolejne etapy to zmiana stylu w ubieraniu i pierwsze eksperymenty z makijażem.
Na pierwszym roku poznałam P., od tego dnia moje życie kompletnie się zmieniło. Pierwszy raz poczułam się bezgranicznie kochana.
Nie powiem, że P. był moim pierwszym chłopakiem, bo to nie prawda, ale po długich namysłach potwierdziłam to, co kiedyś powiedziała mi moja dobra koleżanka- każdy facet jest dla Ciebie szukaniem poczucia bycia kochaną. W związku nie myślisz jednak o sobie.
To był kolejny przełom w moim życiu. Ten związek traktuję inaczej niż inne, bo nie tylko staram się uszczęśliwić kogoś, ale też samą siebie.
Dziś jestem zupełnie kimś innym, nauczyłam się, że nie warto słuchać innych, chyba że to przyjaciel/przyjaciółka lub ktoś z rodziny.
Na koniec chciałabym tylko powiedzieć- nauczcie się kochać samą siebie taką jaką jesteście. Dopiero wtedy odnajdziecie harmonię i spokój w życiu.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić 😉 Wciąż jestem pełna kompleksów przez czasy liceum i początku studiów. Część rzeczy chyba sobie nie umiem wytłumaczyć i zaakceptować chociaż bardzo bym chciała… 🙂
to prawda, grunt to zaakceptować samą siebie,
lubię takie posty!;-)
Myślę, że jest to ważne by akceptować samą siebie 🙂
Żeby było to tak łatwe jak tu napisałaś ;D
Mam nadzieję że zacznę " nowe życie " po gimnazjum . Nowa szkoła , inni ludzie mam nadzieje że wszystko zmieni się na lepsze .
To nie jest łatwe, wiem o tym, ale przychodzi taki moment w życiu kiedy możemy się od tego wszystkiego odciąć i zacząć w końcu żyć swoim życiem, a nie dyktowanym przez kogoś.